Przechadzka korytarzami Hogwartu. Immersja w „Hogwarts Legacy” [FELIETON]
PlayStation/YouTube.com

Przechadzka korytarzami Hogwartu. Immersja w „Hogwarts Legacy” [FELIETON]

  • Dodał: Sebastian Sierociński
  • Data publikacji: 15.02.2023, 12:30

Kolejny dzień w zamku Hogwart. Korytarze raz po raz rozświetla zbłąkane zaklęcie, poltergeist Irytek buszuje po opuszczonych salach, zaczarowane schody kontynuują ociężałą wędrówkę, słońce leniwie wlewa się przez okna Wielkiej Sali, niebo cieszy oko błękitem zwiastując zbliżające się lato, a ozdobnymi trotuarami uczniowie spacerują ku urokliwemu Hogsmeade. Wbrew pozorom, to nie sceny wprost z filmowej ekranizacji sagi o Harrym Potterze, a dowód na to, że w świecie gry wciąż jeszcze można zagłębić się bez pamięci. 
 
Minęły pierwsze dni od premiery Hogwarts Legacy. Dziś możemy z całym przekonaniem powiedzieć - najnowsze dzieło Avalanche Software zawalczy o tytuł gry roku. Mało tego - po kilkudziesięciu godzinach gry odważę się również na wysnucie teorii, że Dziedzictwo Hogwartu w sercach graczy pozostanie na wiele lat i będzie to tytuł, do którego wrócimy jeszcze niejednokrotnie. No właśnie, ale z czego właściwie to wynika? 
 
Pamiętam swoją pierwszą przejażdżkę przez słoneczne Los Santos przy okazji ogrywania GTA V, szalony rejs ku HavanieAssassin’s Creed Black Flag, spontaniczny cwał po prerii w Red Dead Redemption 2 czy bujanie się na pajęczej sieci w Marvel’s Spider-Man. Nie potrzeba kosmicznej grafiki, niezwykłej fizyki czy fabuły intrygującej bardziej niż finał Klanu i ostatni epizod M jak Miłość razem wzięte. Wystarczy świat zbudowany z uczuciem, może nawet pasją. Możliwość wchodzenia w interakcje z otoczeniem. Budowanie immersji małymi elementami, nawet jeśli gracz nie zawsze jest w stanie zauważyć ich na pierwszy rzut oka. Choć zdarza się to stanowczo zbyt rzadko, gry komputerowe wciąż udowadniają, że potrafią wciągnąć i zaangażować jak film, powieść, sztuka teatralna czy wszelkiego rodzaju dzieła wychodzące spod ręki człowieka.  
 


Nie inaczej jest z Dziedzictwem Hogwartu. Produkcją, która nawet po odjęciu warstwy fabularnej i nawiasem mówiąc kapitalnego gameplay’u wciąż sprawia, że zwyczajnie chce się siedzieć przy konsoli czy ekranie komputera. I to w dobie tak szerokiego dostępu do najnowszych tytułów, z których większość - nie bójmy się tego powiedzieć - potrafi znudzić nas po kilku godzinach rozgrywki. Niekończące się wątki, męczące znajdźki zbierane na siłę i wreszcie nieciekawy świat, który zwiedzamy machinalnie, bez większych emocji i zaangażowania. To wszystko skutecznie odpycha od gamingu i psuje radość z oczekiwania na premiery, którymi nie tak dawno jeszcze cieszyliśmy się jak dzieci. Do niedawna bowiem kolejne Assassin’s Creedy wychodziły każdego roku, często będąc jedynie kalką poprzedniczki. Nowe odsłony Hitmana to gamedevowa maszynka do zarabiania pieniędzy, a przecież jeszcze przed jedenastoma laty społeczność miłośników franczyzy z utęsknieniem oczekiwała debiutu Absolution, następcy kultowej Krwawej forsy. Ilu z tych graczy z podobnym zapałem wypatruje kolejnej reedycji Hitmana 3? Podobnych przypadków niestety nie brakuje. 
 
Tym bardziej cieszę się grając w magiczny sandbox Avalanche Studios. Gra podołała trudnemu zadaniu przypomnienia mi jak wielką frajdę może dostarczyć zwykła eksploracja, bez odhaczania punktów widokowych, tony znaczników czy irytujących mechanik podróży. Krótkie zwiedzanie korytarzy Hogwartu zmienia się w eksplorację błoni wokół zamku. Te znów rozciągają się na dalsze tereny, wszystko to jest zróżnicowane i zwyczajnie cieszy oko. Obecność różnorakich przeciwników jest rzecz jasna wytłumaczona - fabularnie lub realiami uniwersum. Nie brakuje więc obozów kłusowników, gniazd gigantycznych pająków i watah krwiożerczych wilków. Wszystko to sprawia, że oddanie się eksploracji momentami bawi bardziej niż poznawanie samego wątku głównego czy wypełnianie zadań pobocznych. Szczególnie w początkowych etapach gry, kiedy nie znamy jeszcze mapy, a niepozorna wędrówka czy lot na miotle mogą szybko przeistoczyć się w odkrycie niezwykłego miejsca i rozpoczęcia zupełnie nowej przygody. Raz będzie to pojedynek z innymi czarodziejami, kiedy indziej uwolnienie ofiary akromantul albo pomoc w rozwikłaniu zagadki Merlina. 


 

A równie dobrze bawić można się również w murach zamku. Dbałość o szczegóły i sumienność w kreacji Hogwartu wystrzeliwuje poziom immersji w kosmos. Zwiedzanie Wielkiej Sali z jej zaczarowanym sufitem, szklarni pełnych kwitnących roślin, strzelistych wieżtętniących życiem pokojów wspólnych nigdy wcześniej nie było tak przyjemne i satysfakcjonujące. Sam spędziłem kilka ładnych godzin na zwyczajnym spacerowaniu po Hogwarcie. Badałem kolejne pomieszczenia, rozwiązywałem zagadki, podziwiałem pieczołowite odwzorowanie każdego milimetra poszczególnych lokacji, rozmawiałem z innymi studentami czy głaskałem lokalne koty, których po korytarzach spaceruje zaskakująco dużo. Szerokiego uśmiechu na widok znajomych miejsc nie zabierze mi nikt. Za dostarczanie tak niesamowitej frajdy amerykańskiemu zespołowi należą się gromkie brawa i, powiedzmy, pięćdziesiąt punktów w walce o puchar domów.
 
Piszę to jako miłośnik powieści i filmów poświęconych historii Pottera, ale i weteran opartych na sadze gier. Świat magii wykreowany przez J.K. Rowling potrafi oczarować i robił to z powodzeniem chociażby w starszych odsłonach serii. Pamiętamy bowiem miażdżącego klimatem Więźnia Azkabanu czy Księcia Półkrwi, który podejmował już poważniejsze kroki w stronę wiernego odwzorowania Szkoły Magii i Czarodziejstwa. A jednak to Hogwarts Legacy zdołał spełnić sen milionów graczy. Marzenie o perfekcyjnie odwzorowanym świecie, który dotychczas mogliśmy zwiedzać jedynie podczas kolejnego maratonu filmowej serii czy setnej lektury cyklu powieści. Robi to z gigantycznym rozmachem, a przy tym z miejscami absurdalną dbałością o szczegóły. Bo przecież nikt nie zwróciłby uwagi, gdyby posąg jednookiej wiedźmy był tylko zwyczajnym elementem otoczenia. A jednak twórcy pokusili się o kanoniczne umieszczenie za nim sekretnego przejścia, które zaprowadzi nas do Miodowego Królestwa w Hogsmeade. To właśnie tysiące tego typu detali dopełniają całokształtu gry. 
 


Dziedzictwie Hogwartu trudno jest nie pisać w samych superlatywach. To gra przywracająca wiarę w gamedevgry, które wciąż potrafią jeszcze rozbudzić wyobraźnię nawet doświadczonych graczy. Oczywiście tytuł swój sukces w pewnej mierze zawdzięcza również mocy sentymentu, ale jestem skłonny się zalożyć, że magia tej niezwykłej produkcji z powodzeniem oczaruje nawet potterowego laika, któremu dworzec King’s Cross nie kojarzy się z bramą do świata czarów. Hogwarts Legacy już zajęło jedno z najlepszych miejsc w niezapisanym rankingu gier związanych z franczyzą, ale wkrótce wskoczy też na podium najlepszych RPG ostatnich lat i tytułów, które z gracją pokazują twórcom mainstreamowych otwartych światów bezczelne Widzicie? Tak to się robi.... Parafrazując żałobną pieśń Rubeusa Hagrida - jeżeli będzie inaczej, gracza dzielnego wnet do domu ponieście. Do miejsca, które znał jako chłopię. I złóżcie go tam, z konsolą na piersiach, różdżkę przełamcie nad progiem...


Grę do testów otrzymałem dzięki uprzejmości polskiego wydawcy - Cenega.

Sebastian Sierociński

Student Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Miłośnik kina, literatury, gier komputerowych i muzyki. Kontakt: sierocinskisebastian00@gmail.com