Strach przed własnym cieniem - „Dead Space” [RECENZJA]
ea.com

Strach przed własnym cieniem - „Dead Space” [RECENZJA]

  • Dodał: Maciej Baraniak
  • Data publikacji: 11.02.2023, 09:20

Gdy na świecie ukazała się pierwsza odsłona serii Dead Space, ja miałem zaledwie kilka lat, więc logicznie ominął mnie jej fenomen. Pomimo tego, że osiągnąłem już wymagany wiek i z chęcią chłonę podobne treści, to jakoś nigdy nie zabrałem się za sprawdzenie tego tytułu. Ucieszyłem się więc z wieści o remake'u, gdyż był to idealny czas, aby zmierzyć się z Martwą przestrzenią.

 

Fabuła doskonała?

Historia skupia się na losach niejakiego Isaaca - inżyniera udającego się na Ishimurę, kosmiczny statek górniczy, w celu zobaczenia swojej ukochanej po kilku miesiącach rozłąki. Jak się jednak okaże, statek został opanowany przez pewne krwiożercze istoty, a nasz bohater zostanie rzucony w sam środek tajemniczej inwazji.

 

Choć całość wydaje się nieco sztampowa, to możecie mi wierzyć - wcale tak nie jest. Historia ta różni się bowiem od Obcego, czy innych opowieści z monstrualnymi kosmitami, jakich wiele. Wszystko za sprawą pewnych okultystycznych wątków, o których pisać zbyt wiele nie chcę, aby nikomu nie psuć zabawy. Jest to jednak niezwykle interesujący element, który mnie osobiście wciągnął i zdecydowanie trzymał przy tej grze, nawet jeśli w późniejszym czasie bardzo marudziłem na powtarzalność poszczególnych misji. Co ważne - całość podobała mi się od początku do końca.

 

W tym miejscu warto wspomnieć o jednej z jedynych, ale w pewien sposób poważnej, wadzie tej gry - powtarzalności. Tytuł ten staje się na pewnym etapie niezwykle monotonny, gdyż każe nam wykonywać wiele podobnych czynności i nie robi wokół nich niczego interesującego. Ot, kultowe zadanie przynieś 5 rzodkiewek zamienia się na zainfekuj 7 osób. I latasz jak ten zombie, infekujesz kolejnych niemilców, pokonujesz następne zastępy wrogów, aby wreszcie ujrzeć trochę fabuły i napis rozdział ukończony, będący w tym momencie wybawieniem. Szkoda, bo choć nie ma tego zbyt wiele, to strasznie irytuje i odbiera zabawę, szczególnie w ostatnich misjach, kiedy to marzysz o poznaniu zakończenia.

 

Isaac, tu jest tak jakby klimatycznie

To, co jednak Dead Space robi doskonale, to klimat. Alejki są mroczne, a my przechodząc przez nie czujemy duże napięcie. Pierwszą godzinę postanowiłem ograć na słuchawkach, w ciemnym pokoju i zdecydowanie było to genialne doznanie. Kiedy zaczynamy wchodzić w dalsze struktury statku i spotykać swoich pierwszych przeciwników, czujemy prawdziwy strach, do tego stopnia, że w pewnym momencie szczerze wystraszyłem się... własnego cienia. Abstrakcyjne, ale jednocześnie bardzo satysfakcjonujące.

 

Przy tym, klimat budowany jest wspaniale dzięki wystrojowi wnętrz. Myślę, że niejeden pracownik IKEI, czy innej meblowej firmy, mógłby brać przykład z czerwonych napisów radzącym uciekać. Wówczas pozbycie się nieproszonych gości byłoby prostsze, niż kiedykolwiek. Na poważnie trzeba jednak oddać, że lokacje zaprojektowane są naprawdę świetnie, z jednej strony pomagając nam wczuć się w tę gęstą atmosferę, a jednocześnie budują oddolnie historię tego statku. 

 

I cieszy też sposób, w jaki cała gra straszy. Choć oczywiście nie uniknięto typowych jumpscarów, to często twórcy postanawiają nas przerazić na inne sposoby (chociaż nie, nie pokuszono się o pokazanie nowej ustawy podatkowej, także trochę litości mają). Czasem postanowią nie otworzyć nam drzwi przy pierwszej próbie, abyśmy nerwowo wciskali przycisk, martwiąc się, czy ktoś za nimi stoi, a innym razem po prostu wrzucają jakieś stukanie tudzież pukanie bez powodu. Mamy się bać i przez większość gry (czyli do momentu, w którym zaczynamy być kozakami, niszczącymi wszystko na swojej drodze) działało to niezwykle skutecznie.

 

Stara gra w nowych czasach

Nim przejdę do omówienia, czy uważam, że ta gra potrzebowała remake'u, chciałbym wspomnieć o rozgrywce. Otóż twórcy zarzekali się, iż nie zamierzają w tej kwestii zbyt wiele zmieniać (co sensowne, skoro była to siła oryginału) i z tego co zauważyłem, słowa dotrzymali, choć dokonano paru ciekawych zmian, jak dotyczących np. zdobywania kolejnych broni. Zachowano jednak poziom trudności, potrzebę strzelania w kończyny, w celu wyeliminowania wrogów (mój nawyk strzelania w głowy z CS'a bolał mnie srogo), ale też specjalne punkty zapisów, gdzie możemy, a jakże, zapisać nasz postęp. Czy jednak takie rozwiązanie mi się podobało? No nie do końca.

 

Otóż pierwsza godzina gry, kiedy to dopiero odkrywałem jej możliwości, była dla mnie mordęgą. Wybrałem sobie średni poziom trudności, bo właśnie na nim zawsze gram, lecz po chwili zwyczajnie nie dałem rady. Rozumiem chęć oddania ducha oryginału, lecz punkty zapisu, pojawiające się na początku co jakieś 10 minut, doprowadziły mnie zwyczajnie do szału. Kiedy pojawiało się dwóch lub więcej przeciwników, zwyczajnie zacząłem błagać, aby mnie nie zabili, gdyż wiedziałem, że będzie się to wiązało z powtarzaniem dość długiej i nudnej sekwencji. Szkoda, bo chciałem wyzwania, a w dalszej części gry było miejscami trochę za łatwo.

 

Przy tym szkoda, że w dalszych etapach rozgrywki gra rzuca w nas większą ilością przeciwników, niż normalnie, gdyż staje się to równie monotonne, co niektóre zadania fabularne. Problem w tym, że nawet nie zwiększa się liczebność grup, a raczej te pojawiają się częściej. Czyścimy więc pokój z wrogów, po czym zbieramy z nich przedmioty i idziemy dalej, aby znowu to zrobić. Niby fajnie i jeśli ktoś lubi wyzwania, to pewnie bawił się nieźle na wyższych poziomach trudności, jednak ja czułem już przesyt, więc wybijałem jak najszybciej hordy (nie)martwych, bez większych emocji.

 

Czy warto robić ten remake?

Internet, jak to Internet, podzielił się na dwie grupy - miłośników i krytyków tego remake'u. Jednych cieszy możliwość ogrania starego tytułu na nowych warunkach, a drugich wkurza tendencja do odgrzewania kotletów w nowych panierkach. Ja stoję gdzieś pośrodku, lecz bardziej przychylam się do słów tych pierwszych, jeśli mowa o starszych pozycjach. W tym przypadku minęło już 15 lat od premiery, tak więc gra wyglądała już nieco leciwie. Proste tekstury sprawiały, iż całość mogła już nie straszyć tak, jak oryginał, tak więc fajnie móc znowu poczuć ten dreszczyk emocji.

 

Jednocześnie rozumiem, że ludzie woleliby coś nowego, a tymczasem dostali to, co już znają, tylko w nowej formie. Jeśli komuś się ta praktyka nie podoba, to może z niej nie skorzystać, a nawet w sprzedaży wciąż znajduje się pierwotna wersja gry, także cóż... można też tak. Mnie jednak cieszy decyzja o takim wskrzeszaniu marki, bo pewnie nigdy bym tej gry nie sprawdził, a w ten sposób zdecydowałem się nadrobić i zrozumiałem fenomen. Jeśli ktoś ma podobnie, jak ja, to już wie, czy warto sięgnąć po ten tytuł.

 

Ogólna ocena

Remake Dead Space'a to gra naprawdę świetna. Oczywiście trochę sobie ponarzekałem, bo część elementów mocno mnie irytowała, ale jednocześnie całość wypada naprawdę rewelacyjnie. Klimat i fabuła to elementy, które zostaną mi w pamięci na dłużej, natomiast z czasem pewnie zapomnę o powtarzalności. Tytuł spodobał mi się do tego stopnia, że poważnie rozważam ogranie drugiej odsłony za jakiś czas. Czy się skuszę? Tego jeszcze nie wiem, ale jest to jakaś definicja jakości pierwszej odsłony, skoro taka myśl się w mojej głowie pojawiła.

 

Grę otrzymałem do testów dzięki uprzejmości polskiego wydawcy - EA - na mocy współpracy reklamowej. Produkcję ogrywałem na PC.

Maciej Baraniak – Poinformowani.pl

Maciej Baraniak

Student UEP na kierunku prawno-ekonomicznym. Prywatnie miłośnik różnych gatunków kina oraz komiksów, a przy tym mający bardzo specyficzny gust muzyczny. E-mail: maciej-baraniak@wp.pl