Wykosimy sobie bioróżnorodność? Znaczenie łąk kwietnych w miastach
kristine cinate/Unsplash

Wykosimy sobie bioróżnorodność? Znaczenie łąk kwietnych w miastach

  • Dodał: Patrycja Kwaśniewicz
  • Data publikacji: 14.05.2021, 15:25

Nie od dziś wiadomo, że zieleń w mieście jest bardzo ważna nie tylko dla ludzi, ale także dla wielu gatunków roślin i zwierząt. Poważnym problemem jest wymieranie owadów zapylaczy, które nie odnajdują się w świecie betonowych miast i rolnictwa przemysłowego, wykorzystującego środki chemiczne na szeroką skalę. Okazuje się, że możemy spowolnić niekorzystne zmiany w dość prosty sposób. Potrzebujemy więcej łąk kwietnych w miastach. 

 

Zieleń miejska to nasze wspólne dobro, które szczególnie dziś, w obliczu szybko postępujących zmian klimatycznych, zwłaszcza susz i utraty bioróżnorodności, należy chronić i rozwijać. Lubimy równo i krótko przykoszoną trawę w mieście, bo ładnie wygląda. Jednak w ciągu kilku ostatnich lat wiele osób przekonało się do innej formy utrzymania zieleni w mieście, jaką są właśnie łąki kwietne. 

 

Krótkie trawniki to brak znaczenia ekologicznego

 

W zeszłym roku prof. Andrzej Brzeg z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, w rozmowie z magazynem Biomasa, zwracał uwagę na znaczenie wpływu częstego koszenia trawników w mieście:

 

- Koszony bez przerwy przy ziemi trawnik oznacza koniec bioróżnorodności i praktycznie brak znaczenia ekologicznego. Tam nie uchowa się nic, a zniszczona zbyt częstym i niskim koszeniem – a dodajmy do tego suszę – trawa, jest pozbawiana aparatu asymilacyjnego, w związku z tym przestaje też wytwarzać tlen i pochłaniać dwutlenek węgla. To po prostu teren martwy.

 

Utrata bioróżnorodności to jeden z najpoważniejszych skutków katastrofy klimatycznej, a utrata gatunków postępuje w zastraszającym tempie. Robi się coraz cieplej, wszystko kwitnie, ale ile pszczół ostatnio widzieliście? Czy motyli? Gdzie one się podziały? Gwałtownie rosnące stężenie dwutlenku węgla w powietrzu powoduje zmiany fizjologii roślin i wyraźnie obniża poziom białka w ważnych źródłach pyłku. Rola pszczół w procesie zapylania jest dominująca. Owady te odwiedzają od 50 do 75% kwiatów. Pozostałe 25-50% stanowią inne owady zapylające. Są to trzmiele, motyle, muchy, chrząszcze, osy czy mrówki. Od zapylania zależy wielkość zbiorów owoców, warzyw, nasion, orzechów i wielu innych. W sumie około 35% zbiorów wynika z aktywności zapylaczy. Badania pokazują, że bez pszczół nie będą owocowały m.in. grejpfruty, kawa, arbuzy, słoneczniki, truskawki, kiwi czy migdały, a w przypadku mango, wiśni czy marchewki dużą rolę z kolei odgrywają inne owady, np. muchówki czy nawet mrówki. Naukowcy zwracają uwagę, że praca innych owadów nie jest może tak wydajna jak pszczół, ale jest bardzo ważna dla produkcji nasion, owoców oraz dla zachowania różnorodności biologicznej. Postępująca chemizacja rolnictwa dotyka wszystkie owady, w szczególności wrażliwe motyle.

 

Według Fundacji Łąka, dominacja trawników w miastach wcale nie wspiera ochrony bioróżnorodności. To w większości obszary monokulturowych trawników, na których rosną rośliny, ale tylko dwa lub trzy gatunki. Nie mają one nic wspólnego z naturalną bioróżnorodnością. 

 

Jak jest z tym koszeniem?

 

Rzadko koszone trawniki, prócz tego, że dla wielu są mało estetyczne, budzą także obawy o to, że będą źródłem wylęgu kleszczy, szkodników i alergenów. Z jednej strony metaanaliza badań trawników o różnym reżimie koszenia w USA wykazała, że intensywne koszenie może zwiększyć prawdopodobieństwo pojawienia się owadów uważanych za szkodniki i roślin alergizujących. Z drugiej strony obecność alergenów w środowisku jest przecież nieunikniona, a im bardziej sterylne będą warunki w naszym otoczeniu, tym bardziej będziemy narażeni na alergie. 

 

Mogłoby się wydawać, że miejski trawnik to zbyt mała powierzchnia, żeby mieć realny wpływ na ochronę przyrody, ale w silnie przekształconych ekosystemach miejskich o ograniczonej dostępności terenów zielonych, to właśnie trawniki stanowią znaczną część potencjalnych ostoi bioróżnorodności. Poza wymienionymi walorami, zmniejszenie częstości koszenia wpływa istotnie na obniżenie emisji spalin, w tym gazów cieplarnianych i hałasu - możemy przeczytać na portalu Nauka dla przyrody artykule zatytułowanym Efekt (braku) kosiarki.

 

Należy podkreślić, że poprzez ograniczenie koszenia traw do dwóch razy w roku lub raz w roku, powstaną naturalne łąki kwietne. Ograniczenie koszenia jest zatem łatwym i bezkosztownym sposobem na zwiększenie różnorodności roślin. To natomiast pociąga za sobą pozytywne skutki: bardziej różnorodną roślinność i schronienia dla zapylaczy i wielu innych organizmów. Łąki kwietne oferują bazę pokarmową dla dorosłych zapylaczy. Możemy też po prostu je zasiać. Dostępne są bowiem specjalnie przygotowane mieszanki nasion. Rośliny dwuliścienne, wykorzystywane w łąkach kwietnych, mają szorstkie, lepkie liście, są bardziej rozłożyste, a to lepiej wyłapuje pyły, powstrzymuje parowanie oraz zacienia glebę. Zapewniają także więcej tlenu przez fotosyntezę, bo mają po prostu większą masę niż pojedyncze źdźbła trawy. Jednakże ograniczenie koszenia trawników i pozostawienie ich w naturalnym rozwoju jest lepszym wyjściem. Założenie łąki kwietnej wymaga zdarcia darni, co jest szczególnie niekorzystne dla ustabilizowanych wieloletnich trawników albo wsiewki nasion w istniejący już trawnik, co w przypadku nasion roślin nie pochodzących z Polski może mieć poważne negatywne konsekwencje. Obce gatunki roślin, które często są w takich mieszankach, po wysianiu w naturalnym środowisku mogą stanowić zagrożenie dla rodzimej przyrody. Wychodzi więc na to, że najlepszym przyrodniczo i ekonomicznie sposobem jest zaprzestanie częstego koszenia trawników. Tylko tyle i aż tyle. 

 

Według autorek artykułu Efekt (braku) kosiarki, dobrym kompromisem między zwolennikami estetycznych trawników a miłośnikami i obrońcami dzikiej przyrody jest dzielenie zielonych przestrzeni na część typowo rekreacyjną, gdzie można np. rozłożyć koc na skoszonej trawie, oraz tę znacznie mniej intensywnie użytkowaną. Takie częściowe lub fazowane koszenie staje się też coraz bardziej popularną praktyką. Taka strategia sprawia, że trawniki w mieście stają się zróżnicowaną mozaiką, z większą liczbą gatunków i źródeł pokarmu dla zwierząt.

 

Łąka kwietna nie tylko na wsi i w parku

 

Jest wiele miejsc, gdzie możemy stworzyć łąkę lub chociażby jej namiastkę. Mogą to być łąki:

  • w parkach miejskich, 
  • w ogrodach przy domu, 
  • w donicach na balkonie czy tarasie, 
  • na dachach budynków, 
  • na torowiskach, 
  • na poboczach dróg jako pasy zieleni. 

 

Sprawdzą się więc w miejscach intensywnie eksploatowanych, jak i jako stały estetyczny element miejskiej zieleni. Przy drogach łąki takie będą wyłapywać pyły i zanieczyszczenia pochodzące ze spalin.

 

 

Łąki kwietne i dzikie trawniki są w miastach zatem potrzebne, a nawet niezbędne. Warto także pamiętać, że zieleń w mieście z jednej strony chroni nas także przed powodziami, z drugiej natomiast przez suszą i upałami. Im więcej drzew i łąk w okolicy, tym chłodniej w mieście w czasie fal upałów. Jako mieszkańcy powinniśmy pamiętać o tym, gdy władze miast będą planowały kolejne betonowe place czy wycinkę drzew pod parkingi.

Źródła: Nauka dla przyrody / smogLAB/ Magazyn Biomasa / ekologia.pl / Nauka o klimacie