"Od powietrza, głodu, ognia i wojny..." - czyli o losie mieszkańców Galicji w XIX wieku

  • Data publikacji: 10.07.2018, 20:25

Galicja była najbiedniejszą prowincją dawnej I Rzeczpospolitej. Nie tylko panował w niej głód i nieurodzaj, ale również normą były rozruchy społeczne i śmiercionośne epidemie. W połowie XIX wieku nastąpiła kumulacja wszystkich tragedii. 

 

Galicja, która po rozbiorach znalazła się w ramionach monarchii habsburskiej, była najgęściej zaludnionym obszarem w Europie. Według różnych statystyk, mieszkało w niej około czterech milionów ludzi, co na ówczesne realia było liczbą znaczną. Galicja, obejmująca tereny dzisiejszego województwa małopolskiego, podkarpackiego i zachodniej Ukrainy, leży po północnej stronie łuku Karpat. Ukształtowanie geologiczne sprawiło, że tamtejsze ziemie były wybitnie nieurodzajne i przynosiły kilkukrotnie niższy plon niż na innych obszarach. Było więc za dużo ludzi i za małe możliwości wyżywienia. Sytuacja pogorszyła się po zniesieniu pańszczyzny, kiedy to chłopi, w wyniku rozparcelowania pańskich włości, dostali własne skrawki ziemi. Mieszkańcy Galicji nie znali niczego innego niż głód.

 

Warto dodać, że nie istniało w tym okresie pojęcie edukacji seksualnej, nie mówiąc o antykoncepcji. W rodzinach normą było posiadanie nawet dziesięciu dzieci. Kobiety niejednokrotnie rodziły raz na dwa lata. Autor artykułu, badając dzieje własnych przodków, znalazł informacje, że jedna z prapraprababek urodziła prapradziadka po dziesięciu wcześniejszych poronieniach i ów syn był pierwszym, który przeżył wiek niemowlęcy (sic!). Proszę więc sobie wyobrazić, jak inne było wówczas podejście do spraw rodzinnych.

 

Przełomowy był rok 1847. W wyniku braku higieny, głodu i dramatycznych warunków życia pojawiły się ogniska cholery. Ludzie zaczęli masowo umierać z powodu ostrych biegunek, a w konsekwencji z odwodnienia. Nie było żadnego ratunku. W ówczesnych czasach jeden lekarz przypadał na kilkaset osób. Zakażenie dokonywało się poprzez zatrutą wodę, kontakt z żywnością i przebywanie z innymi chorymi w jednym pomieszczeniu. Cholera panoszyła się bez najmniejszych przeszkód. Chłopi galicyjscy ratowali się jak mogli. Odprawiano msze przebłagalne, palono wielkie ogniska (to jeszcze czasy, gdy wierzono, że za śmierć odpowiedzialne jest „złe powietrze”).

 

W ciągu roku populacja wielu wsi zmniejszyła się nawet o 30%. Ci, którzy jeszcze nie zostali zarażeni, pomagali w grzebaniu zmarłych. Na parafialnych cmentarzach brakowało miejsca, więc kapłani prosili chłopów lub panów o udostępnienie swoich pól, głównie z dala od centrum wsi. Do dziś w wielu miejscowościach można spotkać cmentarze choleryczne. Zwykle pojawiają się w  lokalnych przewodnikach turystycznych jako miejsce pamięci. W Lachowicach, skąd pochodzi autor, również znajduje się taki cmentarz. Na dowód zapomnianego cierpienia zwykłych ludzi - poniższe zdjęcie z księgi parafialnej w Lachowicach. Z tabelki wynika, że jednego dnia ojciec przyszedł na plebanię zgłosić śmierć trójki swoich dzieci i jednego bliżej nieokreślonego członka rodziny.

 

Dziejowe tragedie to nie tylko wojny. To również dramat zwykłych ludzi, którzy w ówczesnych czasach nie potrafili napisać. A łzy, które wtedy wylali, już dawno wsiąkła ziemia. Jedynym wspomnieniem tamtych czarnych lat są pożółkłe karty historii.

 

 

 

Tamten czas to również rozruchy chłopskie, spowodowane postępującym uciskiem ze strony panów. Mieszkańcy wsi, wygłodzeni, nie widząc szans na poprawę swojego losu, złapali za widły, kosy, siekiery i ruszyli grabić dwory i mordować swoich panów. W Galicji znane jest to pod nazwą rabacji galicyjskiej, której przewodził Jakub Szela. Głównymi ośrodkami powstania był Tarnów i Limanowa. Według szacunków, splądrowano wtedy ponad 500 dworów. Antagonizm pomiędzy chłopami a szlachtą tylko się pogłębił i jeszcze początkiem XX wieku mówiono o nierozliczonych sprawach z czasów rabacji.

 

W połowie XIX wieku nastąpił typowy ciąg przyczynowo-skutkowy. W latach 1844-1846 w Galicji panował wyjątkowy nieurodzaj, co z kolei przełożyło się bezpośrednio na sytuację życiową chłopów. Dodatkowo niesprzyjające warunki higieniczne wywołały ogniska cholery. Władza coraz mocniej uciskała poddanych, wzrosły ceny wszystkiego, choć najbardziej odczuto to na alkoholu, gdyż na ówczesnej wsi pili praktycznie wszyscy. Skończyło się to pogromem szlachty przez rozwścieczonych chłopów. W poszczególnych parafiach śmiertelność sięgała 10% populacji rocznie, a malutkie kościoły musiały uporać się z kilkunastoma pogrzebami dziennie. Śledząc karty parafialne na obszarze całej Galicji, w tamtych latach wyróżnia się trzy główne powody śmierci – wojna, głód i epidemia.  

 

Dziś pamiątką po tamtych wydarzeniach są kapliczki, wzniesione, by prosić Boga o litość, krzyże stawiane w miejscach zbiorowych pochówków, dziś w dużej mierze zapomniane, zarośnięte lasem lub nawet zabudowane. Sięgnijmy zatem do lokalnej historii. Być może w okolicy czytelników również takie miejsca się znajdują. Warto o nich pamiętać.